Dziewczyna mruknęła cicho wtulając się w mężczyznę. Wdychała jego oszołamiające perfumy. Gdy przejechał dłonią po jej plecach poczuła przyjemne ciepło. Uniosła głowę i spojrzała w jego brązowe oczy. Kochała go najmocniej na świecie. Dopiero przy nim zrozumiała czym jest prawdziwa miłość. To nie pożądanie, które kilka lat temu doprowadziło do nieoczekiwanych wydarzeń. Między nimi było coś więcej, coś więcej niż pożądanie. Miłość to czerpanie szczęścia z bliskości drugiej osoby, to drobne gesty dające poczucie spełnienia. Miłość to niegasnące uczucie, motywacja do zmiany swoich zachowań. Ją też zmieniła, złagodniała, ustablizowała swoje uczucia. To wszystko zawdzięczała jemu. Wybaczył jej mimo wszystko, pomógł się ponownie odnaleźć, zerwać z łatką "uciekającej panny młodej". Nie chciała go ponownie zranić. Była mu wdzięczna, że ją zrozumiał.
-Musimy?- zamruczała mu do ucha.
Chłopak zaśmiał się serdecznie obejmując brunetkę w talii. Kochał ją mimo wszystko to, co zrobiła. Rozumiał ją, wiedział co nią kierowało. Zraniła go ale wybaczył jej. Nie wyobrażał sobie życia bez tej pretensjonalnej, ironicznej i cholernie upartej osóbki. Była jego szczęściem, jego pierwszą i ostatnią myślą każdego dnia, jego ideałem. Był z nią aby ją kochać i chronić przed całym złem tego świata. Był z nią bo nie było innego miejsca, w którym mógłby być.
-Powinnaś być na ślubie własnej przyjaciółki.- spojrzał jej w oczy i delikatnie musnął jej wargi.
Weronika westchnęła i zapięła płaszcz. Jej chłopak był jedyną osobą, którek potrafiła ustąpić. Byli ze sobą cztery lata. Czekał na nią, gdy studiowała w USA. Ona czekała na niego, gdy wyjeżdżał na sezor reprezentacyjny. Byli zupełnie inni ale idealnie się uzupełniali. Nie miała najmniejszych wątpliwości, gdy kilka miesięcy temu zaproponował jej wspólne mieszkanie.
-Ja dobrze, że to przynajmniej niedaleko.- powiedziała chowając do torebki telefon.
Brunet zamknął drzwi i splotł swoje palce z palcami ukochanej. Po ich ciałach przeszedł dreszcz. Działali na siebie mimo tych wielu lat. Byli parą od czterech lat, nie śpieszyli się przed ołtarz. Chcieli nacieszyć się sobą. Wychodząc z wieżowca skierowali się do samochodu siatkarza. Kobieta opadła na fotelu pasażera i spojrzała na kierowcę.
-Boję się.- wyszeptała spuszczając wzrok.- Boję się, że on tam będzie.
Chłopak uniósł jej podbródek i spojrzał głęboko w szmaragdowe oczy.
-Wszystko będzie dobrze. Zawsze będę obok.- powiedział głaszcząc jej policzek.
Za to go kochała. Zawsze pomagał jej znaleźć pozytywne strony nawet w najgorszych momentach. Był jej darmowym lekiem na wszelakie smutki. Jej narkotykiem.
Uśmiechnęła się do niego delikatnie i ruszyli w stronę kościoła. Po kilkunastu minutach byli na miejscu. Wysiadła z auta, a jej pudrowa suknia powiała na wietrze. Z dnia na dzień robiło się coraz chłodniej. Już za kilka miesięcy cały świat zaśnie na zimę. Poczekała na siatkarza i razem skierowali się w stronę kościoła. Zajęła miejsce niedaleko ołtarza, aby dobrze widzieć swoją przyjaciółkę. To dzięki niej zrozumiała kogo naprawdę kocha, te cztery lata temu. Była jej wdzięczna. Już dziś jej Megan wychodzi za mąż. Tyle razem przeszły. Cieszyła się, że wybranek szatynki jest rodowitym rzeszowianinem. Będą mogły się widywać na codzień. Wojtek był lekarzem, a z Megan poznali się gdy ta przyjechała odwiedzić Weronikę. Chciała dla niej kogoś wyjątkowego, a tym kimś okazał się Wojciech. Usłyszała dźwięk marsza weselnego a do kościoła weszła panna młoda. W białej jak śnieg sukni wyglądała jak anioł. Po zarumienionym policzku jej przyjaciółki spłynęła łza. Brunet spojący obok uśmiechnął się delikatnie i starł ją kciukiem.
-Megan, wygląda pięknie.- szepnęła do niego dziewczyna.
Potwierdział jej słowa skinieniem głowy. Objął brunetkę w talii i utkwił swój wzrok w młodej parze. Wyobraźnia podsunęła mu jego marzenie. Przyknął oczy i rozkoszował się chwilą.
Po hektolitrach łez szczęścia kapłan zakończył mszę ślubną, ogłaszając nowe małżeństwo. Goście wraz z nowożeńcami udali się na wesele. Wódka lała się strumieniami. Pierwszy taniec obfitował w złamany obcas panny młodej. Zakochana para siedziała przy stoliku popijając napój alkoholowy.
-Każdego dnia, dziękuję Bogu za to, że Cię mam.- zanucił graną piosenkę chłopak.
Dziewczyna zaśmiała się i wtuliła się w jego bok. Była szczęśliwa. Nagle do ich stolika podszedł mężczyzna o niebieskich oczach.
-Cześć.- powiedział niepewnie widząc w oczach bruneta złowrogie błyski.- Wera, zatańczysz?
Brunetka spojrzała na ukochanego i po chwili kiwnęła głową. Wstała z miejsca i razem z mężczyzną udała się na parkiet.
-Ładnie wyglądasz.- powiedział chłopak okręcając ją wokół siebie.
-Dziękuję.- mruknęła brunetka.- Matthew, przepraszam.
-Za co? Każdy ma prawo do miłości.- uśmiechnął się do niej pokrzepująco.
- Nie jesteś zły?- odzyskana nadzieja zajaśniała w jej oczach.
-Dzięki tobie zrozumiałem, że miłość przychodzi nieoczekiwanie.- powiedział uśmiechnięty wskazując głową na stół w głębi sali.
Weronika spojrzała we wskazane miejsce. Siedziała tam blondynka w zaawansowanej ciąży. Spojrzała w błękitne tęczówki byłego narzeczonego i zobaczyła w nich szczęście.
-Ma na imię Emily.- szepnął jej do ucha.- Zamierzamy się pobrać po narodzinach Joe.
Brunetka nie mogła powstrzymać łez. Tak bardzo bała się tego spotkania, a nie miała czego.
-Gratulacje!- uśmiechnęła się do siatkarza.
- A ty? Jesteś szczęśliwa?- zapytał gdy wracali na miejsce.
Wera spojrzała na siedzącego przy stole bruneta i skinęła głową.
Nie spodziewała się, że konfrontacja z Matt'em pójdzie tak dobrze. Kolejnym zaskoczeniem było osobne podziękowanie od panny młodej.
-Kolejną osobą, której pragnę podziękować jest moja najlepsza przyjacióła Weronika. Bez niej i jej wspaniałego charakteru, ale za to strasznie ciężkiego nie poznałabym miłości mojego życia.- spojrzała na swojego męża wznosząc toast.- Dziękuję, że zawsze przy mnie jesteś! A teraz pragnę oddać głos osobie, dla której również znaczysz wiele.
Z gromady gości, która zebrała się wokół młodycb wystąpił wysoki brunet. Podziękował za przedstawienie pannie młodej i zwrócił się w stonę gości. Odszukał wzrokiem kobietę jego życia i przemówił łamaną polszczyzną.
-Wiele musiało się wydarzyć abym zrozumiał, że bez ciebie jestem nikim. Od kiedy cię poznałem jesteś dla mnie jak powietrze. Nie wytrzymam bez ciebie. Jesteś moją definicją szczęścia. Moim światełkiem w tunelu. Wiem, że życie z tobą nie jest łatwe, ale wierzę, że dam sobie radę. Weroniko, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?- przyklęknął na kolano i utkwił swoje czekoladowe oczy w dziewczynie.
Ta walcząc ze łzami podeszła do niego i przykucnęła obok.
-Tak!- rzuciła się na niego.
Goście głosno oklaskiwali nową parę. - Ale za ten ciężki charakter powinieneś oberwać.- szepnęła narzeczonemu do ucha.
Ten zaśmiał się tylko i spróbował udobruchać ją pocałunkiem.
Od autorki:
Każda bajka ma swój kres. Ale to raczej bajka nie była. Do ostaniej chwili wachałam się nad zakończeniem tej historii. Nie byłam pewna, jak Weronika. Przepraszam cały team Andersona, nie mogłam postąpić inaczej! Nie pozostaje mi nic innego jak podziękować Wam wszystkich za każde wyświetlenie, każdy komentarz. Za to,że byliście.
Dziękuję <3