Strony

wtorek, 28 lipca 2015

Ć-Ćwiczę cierpliwość do ciebie, kochanie! [Epilog]

-Słońce, musimy się już zbierać.- chłopak pocałował ukochaną w odsłoniętą szyję.
Dziewczyna mruknęła cicho wtulając się w mężczyznę. Wdychała jego oszołamiające perfumy. Gdy przejechał dłonią po jej plecach poczuła przyjemne ciepło. Uniosła głowę i spojrzała w jego brązowe oczy. Kochała go najmocniej na świecie. Dopiero przy nim zrozumiała czym jest prawdziwa miłość. To nie pożądanie, które kilka lat temu doprowadziło do nieoczekiwanych wydarzeń. Między nimi było coś więcej, coś więcej niż pożądanie. Miłość to czerpanie szczęścia z bliskości drugiej osoby, to drobne gesty dające poczucie spełnienia. Miłość to niegasnące uczucie, motywacja do zmiany swoich zachowań. Ją też zmieniła, złagodniała, ustablizowała swoje uczucia. To wszystko zawdzięczała jemu. Wybaczył jej mimo wszystko, pomógł się ponownie odnaleźć, zerwać z łatką "uciekającej panny młodej". Nie chciała go ponownie zranić. Była mu wdzięczna, że ją zrozumiał.
-Musimy?- zamruczała mu do ucha.
Chłopak zaśmiał się serdecznie obejmując brunetkę w talii. Kochał ją mimo wszystko to, co zrobiła. Rozumiał ją, wiedział co nią kierowało. Zraniła go ale wybaczył jej. Nie wyobrażał sobie życia bez tej pretensjonalnej, ironicznej i cholernie upartej osóbki. Była jego szczęściem, jego pierwszą i ostatnią myślą każdego dnia, jego ideałem. Był z nią aby ją kochać i chronić przed całym złem tego świata. Był z nią bo nie było innego miejsca, w którym mógłby być.
-Powinnaś być na ślubie własnej przyjaciółki.- spojrzał jej w oczy i delikatnie musnął jej wargi.
Weronika westchnęła i zapięła płaszcz. Jej chłopak był jedyną osobą, którek potrafiła ustąpić. Byli ze sobą cztery lata. Czekał na nią, gdy studiowała w USA. Ona czekała na niego, gdy wyjeżdżał na sezor reprezentacyjny. Byli zupełnie inni ale idealnie się uzupełniali. Nie miała najmniejszych wątpliwości, gdy kilka miesięcy temu zaproponował jej wspólne mieszkanie.
-Ja dobrze, że to przynajmniej niedaleko.- powiedziała chowając do torebki telefon.
Brunet zamknął drzwi i splotł swoje palce z palcami ukochanej. Po ich ciałach przeszedł dreszcz. Działali na siebie mimo tych wielu lat. Byli parą od czterech lat, nie śpieszyli się przed ołtarz. Chcieli nacieszyć się sobą. Wychodząc z wieżowca skierowali się do samochodu siatkarza. Kobieta opadła na fotelu pasażera i spojrzała na kierowcę.
-Boję się.- wyszeptała spuszczając wzrok.- Boję się, że on tam będzie.
Chłopak uniósł jej podbródek i spojrzał głęboko w szmaragdowe oczy.
-Wszystko będzie dobrze. Zawsze będę obok.- powiedział głaszcząc jej policzek.
Za to go kochała. Zawsze pomagał jej znaleźć pozytywne strony nawet w najgorszych momentach. Był jej darmowym lekiem na wszelakie smutki. Jej narkotykiem.
Uśmiechnęła się do niego delikatnie i ruszyli w stronę kościoła. Po kilkunastu minutach byli na miejscu. Wysiadła z auta, a jej pudrowa suknia powiała na wietrze. Z dnia na dzień robiło się coraz chłodniej. Już za kilka miesięcy cały świat zaśnie na zimę. Poczekała na siatkarza i razem skierowali się w stronę kościoła. Zajęła miejsce niedaleko ołtarza, aby dobrze widzieć swoją przyjaciółkę. To dzięki niej zrozumiała kogo naprawdę kocha, te cztery lata temu. Była jej wdzięczna. Już dziś jej Megan wychodzi za mąż. Tyle razem przeszły. Cieszyła się, że wybranek szatynki jest rodowitym rzeszowianinem. Będą mogły się widywać na codzień. Wojtek był lekarzem, a z Megan poznali się gdy ta przyjechała odwiedzić Weronikę. Chciała dla niej kogoś wyjątkowego, a tym kimś okazał się Wojciech. Usłyszała dźwięk marsza weselnego a do kościoła weszła panna młoda. W białej jak śnieg sukni wyglądała jak anioł. Po zarumienionym policzku jej przyjaciółki spłynęła łza. Brunet spojący obok uśmiechnął się delikatnie i starł ją kciukiem.
-Megan, wygląda pięknie.- szepnęła do niego dziewczyna.
Potwierdział jej słowa skinieniem głowy. Objął brunetkę w talii i utkwił swój wzrok w młodej parze. Wyobraźnia podsunęła mu jego marzenie. Przyknął oczy i rozkoszował się chwilą.
Po hektolitrach łez szczęścia kapłan zakończył mszę ślubną, ogłaszając nowe małżeństwo. Goście wraz z nowożeńcami udali się na wesele. Wódka lała się strumieniami. Pierwszy taniec obfitował w złamany obcas panny młodej. Zakochana para siedziała przy stoliku popijając napój alkoholowy.
-Każdego dnia, dziękuję Bogu za to, że Cię mam.- zanucił graną piosenkę chłopak.
Dziewczyna zaśmiała się i wtuliła się w jego bok. Była szczęśliwa. Nagle do ich stolika podszedł mężczyzna o niebieskich oczach.
-Cześć.- powiedział niepewnie widząc w oczach bruneta złowrogie błyski.- Wera, zatańczysz?
Brunetka spojrzała na ukochanego i po chwili kiwnęła głową. Wstała z miejsca i razem z mężczyzną udała się na parkiet.
-Ładnie wyglądasz.- powiedział chłopak okręcając ją wokół siebie.
-Dziękuję.- mruknęła brunetka.- Matthew, przepraszam.
-Za co? Każdy ma prawo do miłości.- uśmiechnął się do niej pokrzepująco.
- Nie jesteś zły?- odzyskana nadzieja zajaśniała w jej oczach.
-Dzięki tobie zrozumiałem, że miłość przychodzi nieoczekiwanie.- powiedział uśmiechnięty wskazując głową na stół w głębi sali.
Weronika spojrzała we wskazane miejsce. Siedziała tam blondynka w zaawansowanej ciąży. Spojrzała w błękitne tęczówki byłego narzeczonego i zobaczyła w nich szczęście.
-Ma na imię Emily.- szepnął jej do ucha.- Zamierzamy się pobrać po narodzinach Joe.
Brunetka nie mogła powstrzymać łez. Tak bardzo bała się tego spotkania, a nie miała czego.
-Gratulacje!- uśmiechnęła się do siatkarza.
- A ty? Jesteś szczęśliwa?- zapytał gdy wracali na miejsce.
Wera spojrzała na siedzącego przy stole bruneta i skinęła głową.
Nie spodziewała się, że konfrontacja z Matt'em pójdzie tak dobrze. Kolejnym zaskoczeniem było osobne podziękowanie od panny młodej.
-Kolejną osobą, której pragnę podziękować jest moja najlepsza przyjacióła Weronika. Bez niej i jej wspaniałego charakteru, ale za to strasznie ciężkiego nie poznałabym miłości mojego życia.- spojrzała na swojego męża wznosząc toast.- Dziękuję, że zawsze przy mnie jesteś! A teraz pragnę oddać głos osobie, dla której również znaczysz wiele.
Z gromady gości, która zebrała się wokół młodycb wystąpił wysoki brunet. Podziękował za przedstawienie pannie młodej i zwrócił się w stonę gości. Odszukał wzrokiem kobietę jego życia i przemówił łamaną polszczyzną.
-Wiele musiało się wydarzyć abym zrozumiał, że bez ciebie jestem nikim. Od kiedy cię poznałem jesteś dla mnie jak powietrze. Nie wytrzymam bez ciebie. Jesteś moją definicją szczęścia. Moim światełkiem w tunelu. Wiem, że życie z tobą nie jest łatwe, ale wierzę, że dam sobie radę. Weroniko, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?- przyklęknął na kolano i utkwił swoje czekoladowe oczy w dziewczynie.
Ta walcząc ze łzami podeszła do niego i przykucnęła obok.
-Tak!- rzuciła się na niego.
Goście głosno oklaskiwali nową parę. - Ale za ten ciężki charakter powinieneś oberwać.- szepnęła narzeczonemu do ucha.
Ten zaśmiał się tylko i spróbował udobruchać ją pocałunkiem.

Od autorki:
Każda bajka ma swój kres. Ale to raczej bajka nie była. Do ostaniej chwili wachałam się nad zakończeniem tej historii. Nie byłam pewna, jak Weronika. Przepraszam cały team Andersona, nie mogłam postąpić inaczej! Nie pozostaje mi nic innego jak podziękować Wam wszystkich za każde wyświetlenie, każdy komentarz. Za to,że byliście.
Dziękuję <3

środa, 15 lipca 2015

Ś- Śliczna z ciebie panna młoda!

WAŻNE POD ROZDZIAŁEM
Przed lustrem stała ubrana w suknię ślubną Weronika. Jej falowane włosy zostały skręcone w loki i spięte lekko z tyłu głowy. Na szczycie lśnił diadem z długim do ziemii welonem. Atłasowa suknia ślubna o kroju syrenki opinała jej szczupłe ciało. W ręce dierżyła bukiet żółtych tulipanów- tylko jeden mężczyzna wiedział, że je uwielbia. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze a do jej oczy napłynęły łzy. Za godzinę ma wyjść za mąż a ona myśli o innym. To niedorzeczne. Jej mama zapięła na jej smukłej szyi złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie literki "M".
-Śliczna panna młoda! Moja mała córeczka wychodzi za mąż!- otarła matce łzę a sama uśmiechnęła się delikatnie.
Wreszcie zrozumiała dlaczego zgodziła się przyjąć jego oświadczyny. Z nim miała stabilizację. On gwarantował jej wszystko co potrzebowała. Wszystko co wymarzyła dla niej mama.
-Mamo, mogę zostać chwilę sama?-zapytała starając się oszukać samą siebie, że dobrze postąpiła.
-Oczywiście kochanie.-kobieta zostawiła ją samą.
Teraz nie musiała już przed nikim udawać. Pojedyńcza, słona łza płynęła po jej policzku. Popatrzyła na dziesięć żółtych tupilanów przewiązanych białą wstążką.
-Oh, Niko!-szepnęła ścierając łzę.
Młody Bułgar na zawsze będzie zajmował ważne miejsce w jej sercu.
Mimo wszystko dalej go kochała- bo przy nim po raz pierwszy poczuła co to miłość. Stop! Jej miłością jest stojący w kościele Anderson. Tak, na pewno.
-Nie oszukuj siebie.-szepnęła jej podświadomość.
Usłyszała pukanie do drzwi a po chwili w pomieszczeniu pojawił się Nowakowski.
-Trzymasz się?-zapytał podchodząc bliżej.
Przytaknęła delikatnie głową patrząc w oczy siatkarza. Wykorzystała swoje wszystkie siły do wygięcia ust w coś przypominającego uśmiech.
-Już czas. Musimy iść.- Piotrek przytulił ją i zaoferował swoje ramię, które przyjęła.
Była strasznie zdenerwowana. Już za kilka godzin będzie zupełnie inną osobą. Żoną. Nie wiedziała dokładnie czy bała się nowej roli czy może jeszcze nie zgaszonego uczucia do innego. Ale podjęła decyzję. Kochała Matt'a, inaczej niż Nikolay'a ale kochała. Stanęli z Piotrem przed kościołem. Wszysycy goście byli już w środku, przed nim stała tylko jedna osoba.
-Megan!-przywitała przyjaciółkę.-Czemu nie weszłaś?
Szatynka pokręciła głową i spojrzała z bólem w oczach na Weronikę.
-Nie chce patrzeć jak niszczysz sobie życie!
-O co ci chodzi?! Kocham Matt'a.- powiedziała dziwiąc się sobie jak łatwo przyszły jej te słowa.
-Wera, zrozum! Miłość to nie pożądanie! Miłość to coś więcej. Ale skoro twierdzisz, że go kochasz to wszystkiego dobregl na nowej drodze życia. Rób co chcesz! Ale teraz możesz jeszcze zrezygnować.
-Pleciesz głupoty!- krzynęła ze łzami w oczach panna młoda i odwróciła się na pięcie.-Piotr, idziemy.
Usłyszała słowa psalmu.
 Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy,we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje, [nie jest] jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, 
lub jak wiedza, której zabraknie. Po części bowiem tylko poznajemy, po części prorokujemy. 
Przyknęła oczy czując zbierające się pod powiekami łzy. Ścisnęła mocniej bukiet tulipanów. Jak na zawołanie przed jej oczami pojawiły się wspaniałe, brązowe oczy Niko patrzące na nią z miłością po ich wspólnej nocy. Przełknęła ślinę. Nadszedł czas przysięgi.
-Ja, Matthew biorę sobie ciebię Weroniko za żoną i ślubuję ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Przyjmij tę obrączkę na znam mojej miłości i wierności.-mówił siatkarz patrząc jej w oczy.
Miała ochotę się rozpłakać. Od kilku miesięcy gromadziła w sobie wszelkie emocje. Nie miała sumienia dalej ich ukrywać.
-Teraz ty.- usłyszała głos księdza a przed jej ustami pojawił się mikrofon.
Spojrzała w pełne miłości oczy Matthew, zapłakaną mamę oraz dumnego ojca. Babcia patrzyła na nią ze smutnym uśmiechem. Ona wiedziała o wszystkim. Obok niej, z podobnym wyrazem twarzy stał Piotrek z Olą. Ponownie spojrzała na swojego narzeczonego i szepnęła do mikrofonu.
-Przepraszam, Matt...Ja nie mogę.- ruszyła do drzwi wejściowych pozostawiając osłupioną rodzinę w drewnianym kościele. Zbiegając po schodach zachaczyła o coś i jej łańczuszek poleciał na ziemię. Czym prędzej zebrała go z ziemii i oceniła straty. Z literki "M" odpadła jedna nóżka tworząc pierwszą literę imienia pewnego Bułgara. Zaśmiała się przez łzy chowając zawieszkę.
Stanęła na chodniku wyczekując jakiegoś samochodu.
-Kierunek Podpromie?- usłyszała pytanie z amerykańskim akcentem.
Odwróciła głowę i ujrzała uśmiechniętą Megan.
-Meg, ja przepraszam.
-Cichutko. Mnie nie przepraszaj tylko módl się aby on ci wybaczył.-powiedziała odpalając silnik.
Kilka godzin później dotarły do Rzeszowa. Zegar wskazywał godzinę 21.00. Wybiegła i skierowała się w stonę hali. Ochroniarz chciał ją zatrzymać jednak widząc jen stan wpuścił ją na halę. Wbiegła w chwilo gdy siatkarze kończyli trening.
-Nikolay!- krzyknęła, jednak chłopak jej nie usłyszał.
Zrezygnowana wyszła z obiektu i usiadła na ławce. Chłodne powietrze owiewało jej twarz, a łzy rozmazywały staranny makijaż.
-Weronika?!
Uniosła głowę a jej zielone oczy skrzyżowały się z brązowymi.
-Niko! Ja przepraszam!- po raz kolejny wybuchnęła płaczem.
-Teraz to nic nie zmieni. Szczęścia na nowej  drodze życia.- powiedział a dziewczynę zabolał chłód jego głosu.
-Penvhev, ja cię kocham do cholery!- wykrzyczała choć stał tuż obok.- Popełniłam błąd ale nikt nie jest idealny.
-Jak mam ci uwierzyć po tym wszystkim?!- chłopak podobnie jak ona walczył z łzami.
-Nie wybiegłabym z kościoła pełnegp gości i nie jechałabym w tej sukni pięć godzin gdyby cię nie kochała. Jestem idiotką, bo myślałam, że mi wybaczysz!- spojrzała w jego oczy przepełnione bólem.
Jej serce krwawiło. Zraniła ich obu. Czuła się jak bezużyteczny śmieć. Zniszczyła im życie. A wszystko przez te cholerne emocje. Pożądanie i miłość.
-To chyba ja też jestem idiotą, bo wybaczyłem ci już dawno.- podniósł jej brodę do góry aby spojrzała mu w oczy.- Kocham cię. Rozumiesz? I nigdy nie przestanę.- powiedział i pocałował ją namiętnie.
___
Zawaliłam! To wszystko nie miało tak wyglądać, ale stało się ;c Nie chce zawieszać tego bloga, tylko zakończyć. Jeśli macie wyobraźnię wszystko sobie wymyślicie. Ale straciłam wenę dla tej historii. Prezentuję Wam ostatni rozdział przed epilogiem. Przepraszam.
Lette

niedziela, 5 lipca 2015

N- Nic między nami nie zaszło Matt!

Pierwsze promienie maltańskiego światła słonecznego zbudziły ze snu pannę Kilimowicz. Uśmiechnęła się pod nosem i otworzyła swoje zielone oczy. Delikatnie wyswobodziła się z objęć Nikolay'a, uważając aby go nie obudzić. Wczoraj obiecał, że zostanie z nią dopóki nie zaśnie, ale najwidocznie to on sam pierwszy odpłynął. Mimo, że spali na jednoosobowym łóżku nie odczuła zmęczenia. Była wdzięczna chłopakowi za to, że jest przy niej. Takich przyjaciół ze świecią szukać. Ale czy on był tylko przyjacielem? Sama nie wiedziała. Gubiła się we własnych uczuciach. Uśmiechnęła się rozkosznie na widok lekko rozchylonych warg siatkatrza. Zerknęła na zegar w telefonie i dostrzegła nową wiadomość.
Od: Matt
Treść: Masz ochotę na spacer? Tęsknię <3
Wykrzywiła usta jeszcze bardziej i wsunęła na stopy skórzane sandałki. Szybko zmieniła koszulę nocną ma letnią sukienkę i na palcach opuściła hotelowy pokój. 
Chwilę później stała już przed budynkiem i spoglądała na budzące się do życia wybrzeże. Poczuła czyjeś ręce na swoich biodrach, a znajome usta już pieściły jej szyję. Odchyliła się lekko dając chłopakowi przyzwolenie na dalsze pieszczoty. Po chwili oderwał się od szyi dziewczyny i w geście przywitania pocałował ją w policzek. Uśmiechnęła się pod nosem i złapała go za rękę prowadząc ich w stronę szumiącej wody. Matt objął ją ramieniem i wtuleni w siebie ruszyli na plażę. Usiedli na wilgnym piasku, który dawał wytchnienie od wysokich temperatur panujących na wyspie.
-Jak tam mieszkanie z Piotrkiem? Chrapał? Dało się spać?- zaśpiała się Weronika, jednak jej spojrzenie wyrażało ogromną troskę.
-Nie było najgorzej, ale wolałbym budzić się z tobą w jednym pomieszczeniu.- powiedział poważnie Anderson, na co dziewczyna lekko się zarumieniła.- A jak ten twój Bułgar?
Brunetka uderzyła siatkarza lekko e ramię za jego słowa. Doskonale rozumiała, że nie musieli pałać do siebie sympatią, ale ta pogarda doprowadzała ją do szału.
-On ma na imię Nikolay. I powiem ci, że świetnie się z nim śpi.
-Spałaś z nim?! Jak mogłaś?! Komu jeszcze się oddajesz, co?! Nie rozumiesz, że mi na tobie zależy?!- wybuch chłopaka zdziwił nawet jego samego.
-Między nami nic nie zaszło, Matt!- przytuliła go i czuła jak złość opuszcza jego ciało.- Ty też jesteś dla mnie bardzo ważny. Nie spałam z nim. Rozumiesz?
Rysy chłopaka momentalnie złagodniały, a jego ręka objęła talię brunetki. Dziewczyna spojrzała mu w oczy i musnęła jego wargi. Czuła przepływającą pomiędzy nimi energię. Ich subtelne połączenia warg była pełne namiętności i pożądania. Pełne złości i tęsknoty. Weronika sama nie wiedziała, co sprawiło, że ponownie dała się ponieść. Tymczasem Matt czuł się jakby trzymał przy sobie największy skarb. Kilimowicz była jego ideałem. Pragnął jej z każdym dniem coraz bardziej i nie mógł znieść, że kręcił się przy niej Penchev. Oderwali się od siebie dysząc ze zmęczenia.
-Wracamy?- spytała zakładając za ucho kosmyk włosów.
-Chodźmy.- zgodził się mężczyzna i złapał ją za rękę.
×××
Straciłam wenę. Zawiodłam. Czuję się podle i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Kurde, mam nadzieję, że mi wybaczycie. Przepraszam!
Nicol